Kremowo-żurawinowa Majówka
Przygotowania trwały już w zasadzie tydzień przed tradycyjną majówką. Zbiornik, nad którym mieliśmy zamiar spędzić wolny czas był wyrobiskiem pożwirowym, należącym do PZW. Woda ta jest dosyć ciężka i specyficzna. Porośnięta jest praktycznie na całej swojej powierzchni zielskiem. A do tego sama krystaliczność tej wody wymusza na nas niezłych starań. Po odnalezieniu odpowiednich miejsc, a dokładnie maleńkich wolnych od roślin placów, przyszedł czas na nęcenie i przygotowywanie zestawów. Jak i na rozpoczęciu sezonu karpiowego tak
i teraz, znów postanowiłem skupić się na kuleczkach – Sweet Cream Cranberry.
Kulki zanętowe do zmielenia i pokruszenia zalałem dipem, oczywiście o tym samym zapachu d zień przed zasiadką. Po pokruszeniu ich, wymieszałem je z kukurydzą i mieszanka gotowa – Zapach… Niesamowity. Przypony były proste i bez zbędnych kombinacji. Porządna plecionka przyponowa 45lbs oraz hak nr.2. Na włos poleciały pop-up’y, oczywiście… Sweet Cream Cranberry – również zostały zadipowane.
Około godziny 15:00 zestawy wylądowały w wodzie. Wszystko przygotowane i dopięte na ostatni guzik. Czas na relaks, piwko i pomarańczowe słońce. Na tej wspaniałej zasiadce obecne było aż 10 osób. To spotkanie, było też spotkaniem rodzinnym, więc atmosfera była równie wyśmienita.
Około godziny 19:00 podczas posiłku – SZOK ! Swinger przyklejony do kija i jedzie niemiłosiernie. Zrywamy się na baczność, lekkie podcięcie, w ponton i płyniemy. Na plecionce czuć uderzenia, rybka musi być ładna – i tak też było. Po dopłynięciu do ryby, naszym oczom ukazał się około metrowej długości amur. Piękne, tłuściutkie, złote cielsko pokazało się tylko na sekundę, bo za chwilę nastąpił potężny zryw i ryba dała nura w podwodną gęstwinę. Sytuacja powtórzyła się parę razy ale hol zakończył się szczęśliwie. 1:0 dla nas – Piona !
Ważenie, zdjęcia i do wody – jest piękny. Zestaw wywożę ponownie w to samo miejsce, i kładę precyzyjnie, chowając zbędną część zestawu w roślinach. Przez resztę wieczoru były rozmowy, trunki i widoki…
Jest godzina 22:00 i mamy kolejny strzał, tym razem na wędkach Andrzeja. Akcja przeprowadzona profesjonalnie jak poprzednio i mamy go ! Wracając do brzegu, krzyczą, że mały karpik. No cóż sobie myślę… Ale zawsze to ryba ! No tak ale nie byle jaka, okazało się, że był to żarcik… Wyciągając zwinięty kosz od podbieraka, moim oczom ukazuję się znowu piękne, złote ciało amura ! No rewelacja, pierwszy dzień a już dwaj, słusznych rozmiarów Azjaci wylądowali na macie. Składamy sobie wspólnie gratulacje, zdjęcia i do wody.
Zestaw wywieziony, podekscytowani i przeładowani lekkimi procentami kładziemy się spać. Nie na długo. Godzina 5:00 rano i jest kolejny Strzał. Trzecia wędka, trzecie inne miejsce – Teraz u Patrycji. Dzielnie sobie radziła w tych warunkach na pontonie. Czujność została wynagrodzona. W podbieraku wylądował zgadnijcie kto… No oczywiście – znowu amur. Nieco mniejszy od poprzednich ale ważne, że 10+. Składamy Patrycji gratulacje, zdjęcia i oddajemy mu wolność.
Przez cały następny dzień i noc nastała grobowa cisza. Nadeszło pogorszenie pogody, zimno, deszcz. Jak i nam tak i prawdopodobnie amurom niespecjalnie się to spodobało. Pomimo tego, humory nam nadal dopisywały ze względu na wspaniały start. Dopiero w następny poranek nastąpiło branie u mnie z tego samego miejsca co na początku. I w ten oto sposób, został zaliczony i czwarty amur tej przepięknej zasiadki. Kończymy ją z wynikiem 4:0 dla nas. Zadowoleni pakujemy się i rozjeżdżamy w swoje strony. Sweet Cream Cranberry znowu nie zawiódł.